Historia

WSTĘP

Z dawnych latWstęp

Historia wciąż nam uświadamia, że nasze życie bezustannie potrzebuje zastanawiania się nad swoim biegiem i kształtowania tych wartości, które są w nas lub też są nam dane przez wysiłek wielu pokoleń. Właśnie to domaga się od nas pozytywnego patrzenia na dzieje naszej Śląskiej Ziemi, która jest naszą kolebką lub też stała się miejscem odnalezionym, nową ojczyzną i nowym domem.

Archeologia odkrywająca wciąż szczątki starych cmentarzysk mówi nam, że człowiek już bardzo wcześnie szukał na tej ziemi miejsca swego zatrzymania oraz warunków życia. Historia więc nie zaczyna się od dnia dzisiejszego i od nas samych. Świadomość ta wymaga od nas pokory i szczerego szacunku wobec tych, którzy byli tu przed nami. Zwłaszcza tych, którzy nie przybywali tu w celach rabunkowych lub żądzy panowania lub posiadania lecz po to, aby tę Ziemię ubogacać i rozwijać w myśl Bożego prawa rozwoju: „rośnijcie i czyńcie sobie ziemię poddaną” (por. Rdz. 1,28).

Wędrówki ludów, plemion i narodów są oczywistym faktem bardzo znanym na całej przestrzeni historii świata. Z konieczności lub z wyboru ludzie przemierzali ziemię wzdłuż i wszerz. Działo się to kiedyś, dzieje się też znowu boleśnie na naszych oczach. Ziemia Śląska również jest tego dowodem. Iluż miała gości? Ilu różnym plemionom, a nawet całym narodom była schronieniem? Kiedy jedni odchodzili na ich miejsce przychodzili inni. A któż to wie skąd przybyli tu moi właśni przodkowie? Może ze Wschodu, może z Zachodu, a może ze słonecznego Południa? Ślady starych cmentarzysk, odkrywanych czasem bardzo przypadkowo, w swoim głębokim i świętym milczeniu mówią bardzo dużo. Jedne z nich sięgają aż do plemion celtyckich, inne opowiadają o kulturze łużyckiej, jeszcze inne kurhany przydrożne mówią o wielkich Szwedach, którzy dotarli aż tu w swoich zapędach lub o pokonanych legionach wielkiego Napoleona, którzy przecież mimo wszystko nie był w stanie zapanować nad wszystkim i nad wszystkimi. Pozostały jedynie krzyże lub kamienne tablice, które w milczeniu kryją krzyk i głębokie rozdarcie bohaterów świata.

Z dawnych lat – Krótka Historia Śląska

Byli na Śląsku Morawianie, byli Czesi, wreszcie Ziemia ta należała do wielkiego państwa Polan, kierowanego przez niezapomnianej pamięci ród Piastów. Przyszedł czas, kiedy tę Ziemię zaczęto boleśnie rozrywać na części. Nagle na Śląsku było aż 15 księstewek, a później nawet więcej. Widząc słabość zarządców tej dobrej Ziemi w latach 1335/39 r. z roszczeniami znowu wrócili Czesi w osobie króla Jana Luksemburczyka, a potem od 1526 r. na 200 lat jej właścicielami, dzięki dworskim koligacjom, stali się Habsburgowie, wielcy spadkobiercy cesarstwa Austro-Węgier. Kres ich panowaniu na Śląsku położył protestancki król pruski Fryderyk II zwany Wielkim, który począwszy od 1740 r. konsekwentnie wydzierał Śląsk cesarzowej Austro-Węgier Marii Terezji. Trzy wojny o Śląsk między Austro-Wegrami a Prusami (1740/42, 1744/ 45 i siedmioletnia 1756/63) zrujnowały tę Ziemię Śląską doszczętnie. Okres 300 lat panowania pruskiego nie był dla tej przez wieki uciemiężonej wciąż Ziemi czasem wielce łaskawym. Jej bogactwo zostało dobrze wykorzystane, ale trzeba przyznać, że owocność rozwoju wielkiego przemysłu wcale nie była z myślą o tej krainie i zamieszkujących na niej ludziach. Owoce ciężkiej pracy spożywali inni. Zbyt wielu przychodziło tu nie tyle z miłości ale z chęci osiągnięcia obfitych zysków, które często zabierali ze sobą zostawiając na Śląsku biedny, zmęczony pracą lud.

Z dawnych lat – Historia Zawadzkiego

„To właśnie ten okres jest horyzontem, na którym rozwija się historia miejscowości Zawadzkie. Okoliczne osady takie jak: Kolonowskie, Fosowskie, Beniowskie, Kowolowskie czy Renardzka Huta swoje powstanie zawdzięczają rozwojowi przemysłu hutniczego po przejęciu Śląska w 1742 r. przez Prusy, na czele których stał król Fryderyk II Wielki. Bardzo szybko ów – jak go nazywano – „przebiegły jak lis władca” zorientował się, że Ziemia Śląska może się okazać terenem strategicznym dla jego bardzo szerokich planów, jakie nosił w swoim sercu. Interesowały go przede wszystkim bogactwa naturalne i tania siła robocza, które mogły stać się drogą wzbogacenia wyczerpanych ciągłymi wojnami Prus. Czynił więc wszystko, aby stać się właścicielem terenów nad Odrą, Małą Panwią czy Nysą, jak również terenów górniczych wschodniej części Śląska. Stąd aż trzy wojny o Śląsk z wielką Marią Teresą, cesarzową Austro-Węgier. Tam, gdzie stawał się panem, tam jednocześnie starał się zakładać nowe miejscowości lokalizując je już na swoim prawie i sprowadzając z różnych stron Niemiec lub Czech kolonistów, zwłaszcza takich, którzy byli w stanie zagospodarować zdobyte dobra.

Zanim w 1830 r. na terenie istniejącej już osady osiedlił się bogaty ponoć krakowski hrabia pochodzenia niemieckiego Franciszek von Zawadzky osada nosiła nazwę Moczydoły. Wskazywało to na wielość bagien i stawów w okolicach płynącej nieregularnie rzeki Mała Panew. Już przedtem w jej bliskości ze względu na obecność rudy darniowej, zwanej pospolicie rupiecią, powstawały małe piece hutnicze wypalające niezbyt wysokiej jakości surówkę. Pierwsze wzmianki o piecach hutniczych sięgają XV w. i dotyczą Kielczy. Jedna z wielu okolicznych but wzdłuż rzeki w Moczydołach należała do znanego na tym terenie od XVII w. rodu Collonów. Wywodzili się oni najprawdopodobniej z samego Rzymu. Byli zamieszani w walkę z papiestwem w okresie niewoli awiniońskiej. Kiedy wreszcie papież wrócił z niewoli do Rzymu ród był zmuszony opuścić Wieczne Miasto i osiadł w południowym T’yrolu. Lecz i tam nie przebywał szczęśliwie zbyt długo, bowiem w 1679 r. Collonowie kupili dobra na terenie Śląska i ze swoją stolicą i zamkiem w ‚l’oszku i biednych wówczas tzw. Wielkich Strzelcach.

Pomnik hr. Filipa Colonna

Tablica pamiątkowa hr. Filipa Colonna

Ostatni z rodu Collonów Filip również stanął po stronie rewolucji przemysłowej. Hutnictwo, które na tym terenie w sposób bardziej zorganizowany istniało już przynajmniej od XVI w. (Kielcza, Żędowice) hrabia Filip Collona starał się ciągle rozwijać. Z jego inicjatywy powstały huty w Kolonowskiem, na Regolowcu, zreorganizował hutę w Żędowicach, wreszcie założył osadę określając ją swoim imieniem Philipolis, której mieszkańcy (sześć rodzin) wypalali węgiel drzewny. Z jego inicjatywy został wykopany w 1795 r. dosyć długi kanał hutniczy sięgający aż do Kolonowskiego, wreszcie w 1800 r. założył na tym terenie dwa nowe piece fryszerskie i zbudował nową osadę Świerkle. Wszystkie te czynniki miały decydujący wpływ na powstanie nowej miejscowości. Sam hrabia Filip, jako że był stanu wolnego, nie rozwijał dalej swoich inwestycji. Czynił to w jego imieniu hrabia Andrzej Renard, spadkobierca Collonów, który powoli i bardzo celowo nabywał określone dobra. W 1824 r. założył on kolonię Bemowskie, której mieszkańcy pracowali w hucie w Żędowicach.

Z dawnych lat – nadanie nazwy „Zawadzkie”

Z chwilą kiedy hutę z przyległościami przejął, jako generalny pełnomocnik A.Renarda, hrabia Franciszek von Zawadzky Moczydoły otrzymały lokalizację pod nową nazwą Zawadzkie, stało się to faktem w 1836 r. Od tego też czasu datuje się mocniejszy rozwój całej miejscowości, co oczywiście związane jest z ciągłym przekształcaniem przemysłowym huty lub wprost wielu hut, które razem – jak już wiemy – należały do właściciela okolicznych włości hrabiego Andrzeja Renarda. Na jego cześć huta otrzymała nazwę „Andrzej”. Natomiast hrabia Zawadzky, pan na Kalinowie, Jaryszowie i Poniszowicach, był zarządcą części tych dóbr i jednocześnie założycielem nowoczesnej buty, pracującej przede wszystkim dla celów zbrojeniowych. Był to pierwszy zakład w okolicy, który do rozpalania wielkich pieców zaczął używać węgla, a nie – jak inne huty – drewna ściąganego z okolicznych lasów. Rozwój i postęp techniczny buty spowodował, że coraz więcej ludzi zaczęło przybywać na te tereny szukając pracy w przemyśle hutniczym. Do całości tego przemysłu o charakteru militarnym należały również młyny prochu w niedalekim Krupskim Młynie.

Andrzej Maria hrabia Renard

Herb hrabiego Renarda

Pomnik ku czci Franciszka von Zawadzky

Herb rodziny Franciszka von Zawadzky

Z dawnych lat – Rozwój przemysłowy

Rozwój przemysłowy, dotąd dosyć feudalnie i rabunkowo traktowanej Śląskiej Zimni, umożliwiał nowy system państwowy, który preferował bardzo mocno przemysł ciężki. Królowie pruscy na przełomie XVIII i XIX w. kładli bardzo silny nacisk na rozwój hut z zastosowaniem tzw. wielkich pieców, które na Śląsku pojawiły się już ok. 1703 r. I tak właśnie powstały huty w Ozimku (1754 r.) i w Żagwiździu k. Murowa (1755 r.), gdzie jeszcze do dziś można oglądać stare kuźnice napędzane siłą spiętrzonej wody. Ponadto zaczęły istnieć huty w Gliwicach (1796 r.), w Chorzowie, dawniej Królewska Huta (1802 r.), no i wreszcie w Zawadzkiem (1836 r.). Z tym ogólnym rozwojem przemysłowym wiązały się procesy migracyjne stosunkowo biednej ludności śląskiej, która często była boleśnie wykorzystywana. Istnieje pewien raport przemysłowca angielskiego, który przebywając na Śląsku w 1780 r. bardzo boleśnie wspomina swoje przeżycia z tą ziemią. Podobnie się wyrażał inspektor Lautensack, ubolewając nad dolą źle traktowanych Ślązaków.

Często jedyną ostoją dla ludu w trudnych czasach rodzącego się kapitalizmu był Kościół. Śląscy kapłani, jako jedyna warstwa wykształcona, mieli szansę stawać po stronie swojego ludu, który ciężko pracował i cierpiał, często dziesiątkowany przez przewalające się zarazy i epidemie. Jedyną siłą pozostała mu wiara, której lud śląski zawsze trzymał się bardzo mocno. Wszystkie inne czynniki, zarówno ze strony rządów jak i pracodawców zawodziły. Naturalna cecha tego ludu, jaką jest religijność stała się nie tylko ostoją poczucia swojej tożsamości ale również pewnym sprzeciwem, zwłaszcza wobec na siłę przenoszonego na teren Śląska wraz z nowymi fundacjami i lokalizacjami protestantyzmu.

Starania o własny kościół – Dalsza historia Zawadzkiego

Zawadzkie rozrastało się bardzo szybko. Powstało z kilku kolonii: Philipolis, Świerkle, Bemowskie oraz ze skupiska domków robotniczych zwanych „Klachocz”. Sama nazwa została nadana oficjalnie w 1857 r. Zaś w 1852 r. na cześć twórcy nowoczesnej huty hr. Franciszka von Zawadzky-ego urzędnicy wystawili wspaniały pomnik z herbem rodzinnym i napisami. On właściwie pchnął Zawadzkie na drogę szybkiego rozwoju. Całe życie rozszerzającej się miejscowości toczyło się wokół huty „Zawadzki-werk” z 8 piecami fryszerskimi przetapiającymi powtórnie surówkę z wielkich pieców i 4 kuźniami, w których stosowano już nową technikę, dlatego też ta właśnie huta rozwijała się o wiele bardziej i szybciej, niż wszystkie okoliczne. W ostateczności inne powoli zamierały (np. hutę w Żędowicach zamknięto w 1906 r.), zaś huta w Zawadzkiem stała się centralnym ośrodkiem hutnictwa w tej okolicy. Bezustannie dokonywał się rozwój. To zwiększyło nieco standard życia ludzi, jak również siłą rzeczy powodowało zwiększającą się liczbę mieszkańców.

Wokół huty powstawały osiedla, w 1880 r. powstało tzw. Stare Zawadzkie, w 1888 r. bogaty Żyd o nazwisku Pinczower zbudował osiedle dla gminy żydowskiej, które nazywano Palestyną lub Żydownią (obecnie plac targowy). W 1887 r. ze względu na to, że do Zawadzkiego przyłączono Philipolis powstała również nowa szkoła na miarę potrzeb rozrastającej się miejscowości.

Starania o własny kościół – Protestanci w Zawadzkiem

Dosyć liczna gmina protestantów (ok. 200 osób) przybyłych z różnych stron Niemiec wybudowała najpierw szkołę, potem plebanię dla pastora, a w 1894 r. kościół. Budowniczym był pastor Szewski. Został on poświęcony 20 września 1894 r. w obecności księcia Stollberga oraz superintendenta z Opola P. Erdmana. Dzwony zaś do nowego kościoła ufundował pan Kunce, naczelnik policji. Kiedy w czasie wojny pastor został wcielony do wojska gmina wiele ucierpiała. Po wojnie przez pewien czas (1948/55) odprawiano w kościele ewangelickim Msze św. dla młodzieży szkolnej. Czynił to ks. Józef Dziurzycki, prefekt i katecheta z gimnazjum. Wraz ze swoją siostrą mieszkał w pastorówce. Później wrócili bracia ewangelicy. Obecnie gmina ewangelicko-augsburska w Zawadzkiem liczy ok. 12 osób. Kościół został wyremontowany a opiekę nad nim sprawuje rodzina Witoszek. Regularnie odprawia się w kościele nabożeństwo z udziałem pastora Ryszarda Pierona, proboszcza z Lasowic Wlk.

Starania o własny kościół – Kościół w Kielczy i jego związki z Zawadzkiem

Podczas gdy życie wspólnoty protestanckiej zaczęło bujnie kwitnąć katolicy nadal uczęszczali do za małego jak na potrzeby parafii kościoła w Kielczy lub też do dawnego opactwa cystersów w Jemielnicy. Nie ulega wątpliwości, że zarówno jedna jak i druga parafia leżały w dosyć znacznej odległości (8-10 km.) od rosnącego wciąż w ludność Zawadzkiego. W czasie od 1880 do 1918 r. liczba mieszkańców wzrosła z 883 aż do 3701 osób. Ludzie przybywali z różnych stron Śląska, jak też z Niemiec. Zaczęto coraz bardziej myśleć o własnym miejscu kultu. Pewnym rozwiązaniem było wybudowanie przez ks. Józefa Wajdę w Żędowicach w 1885 r. tzw. „hali modlitw”. Lecz i to nie było czymś wystarczającym.

Już w 1863 r. w święto Podwyższenia Krzyża na terenie tzw. Starego Zawadzkiego przy dzisiejszej ul. Andrzeja został ustawiony wysoki krzyż. Poświęcenia dokonał wikary z Jemielnicy. Kronika mówi, że na tę uroczystość zebrało się bardzo dużo ludzi nie tylko z samego Zawadzkiego, ale także z okolic. Był to krzyż żelazny ufundowany przez hutę, prawdopodobnie był to pierwszy wyrób nowej odlewni. Odtąd ludzie gromadzili się w szczególne okazje przy tym krzyżu, gdzie odprawiali swoje nabożeństwa. Przy krzyżu umieszczono na drzewie małą sygnaturkę, ona to oznajmiała trzy razy dziennie tajemnicę Wcielenia Syna Bożego w ludzką naturę i zachęcała ludzi do modlitwy „Anioł Pański”. Także dzwon ten był sygnałem jakichkolwiek wydarzeń, jakie się działy w miejscowości, szczególnie o śmierci mieszkańców. Kiedy wieczorem dzwon skończył dzwonić nikt z młodzieży pod żadnym pretekstem nie mógł już przebywać poza domem. Przestrzegano tego zwyczaju bardzo skrupulatnie.

W większości ludzie wciąż jednak chodzili do kościoła w Kielczy, która jako bardzo stara miejscowość i parafia jest dla całej okolicy jakoby sercem chrześcijaństwa. Istnieje przypuszczenie, że parafia w Kielczy (nazwa od kłów dzikich świń) istniała już w XIII w. Będąc wsią biskupią należąca do śląskiego księstwa toszeckiego, jest wspominana w dokumencie księcia Bolesława z Toszka pod datą 06 marca 1309 r. Natomiast jako parafia jest uwzględniona w dokumencie papieskim z dnia 14 stycznia 1376 r. Wówczas papież przebywał w Awinione a dokument dotyczył podziału diecezji wrocławskiej na archidiakonaty i dekanaty. Istniał tu wtedy kościół drewniany pod wezwaniem św. Bartłomieja. Kościół ten niemal z całą wsią został zniszczony przez potężny huragan, który przeszedł przez Śląsk 27 lipca 1777 r. Był to już jednak któryś z kolei kościół. Drewniany kościół zniszczony przez wielka trąbę powietrzną był budowany w 1747 r. przez ks. Macieja Burdę. Poświęcił go ks. dziekan toszecki Jan Berger. Na miejscu zniszczonego kościoła drewnianego w latach 1777-79 za czasów proboszcza ks. Tomasza Schyski powstał kościół murowany, nieco większy, w stylu późnobarokowym. Konsekrował go w 1816 r. ks. bp Emanuel Szymoński, sufragan wrocławski. Od tego czasu parafia w Kielczy gromadziła przy nowym kościele jeszcze więcej ludzi mieszkających w okolicach. Był to czas większego nacisku ze strony protestanckich władz i rządów. Natomiast ludzie na Śląsku starali się wiernie trzymać katolicyzmu oraz swojej śląskiej tradycji, przeciwstawiając się tym samym wpływom obcej tradycji z zewnątrz.

Zachował się sporządzony przez ks. proboszczaPawła Michnę spis proboszczów parafii Kielcza. Pierwszym znanym był ks. Bonawentura Zajonczewski (do 1689 r.), zaś jego następcy to: ks. Szymon Nowak (1692-1693), ks. Jan Koziclelc (1693-1705), ks. Piotr Łaźnicki (1705-1722), ks. Grzegorz Miazga (1722-1723), ks. Jakub Rzepka (1723-1726), ks. Jerzy Jędrysik (1726-1727), ks. Maciej Burda (1727-1755), ks. Jan Gabriel (1755-1760), ks. Paweł Nawrath (1763-1777), ks. Tomasz Schyska (1778-1784), ks. Tomasz Denia (1784-1786), ks. Franciszek Heisig (1786-1818), ks. Wawrzyniec Szczepanik (1818-1825), powtórnie ks. Franciszek Heisig (1825-1840), ks. Paweł Michna (1840-1877) oraz ks. Ignacy Talaczyński (1877-1888). Jednym z najbardziej zasłużonych proboszczów to ks. Franciszek Heisig, który założył szpital dla ubogich, zaś w przykościelnym parku postawił pomnik ostatniemu z rodu Collonów Filipowi, właścicielowi również Kielczy, który bezpotomnie zmarł w 1807 r. na Węgrzech w oddaleniu od swojej umiłowanej ziemi strzeleckiej. Pomnik ten w ostatnich latach został przeniesiony do Kolonowskiego i stoi w pobliżu kościoła. W parku natomiast pozostał bardzo stary kamienny stół, który nie wiadomo jaką miał funkcję i znaczenie. Istnieje prawdopodobieństwo, że jest pozostałością jednego ze starych kurhanów, z których jeden znajduje się na uroczysku za cmentarzem. Hrabia Filip Collona lubował się w dalekiej przeszłości, dlatego nie pozwolił zniszczyć owego tajemniczego kopca, który – podobnie jak kamienny stół – może pamiętać czasy pogańskie.

Starania o własny kościół – Czas XIX w a życie religijne

Niespokojne czasy XIX w. odbijały się również na życiu religijnym Śląska. Kiedy w 1871 r. kanclerzem Rzeszy został Otto von Bismarck rozpoczął on szczególną walkę zwaną „Kulturkampf’, której celem był również Kościół. Uchwalone w 1873 r. tzw. „ustawy majowe” miały na celu pozbawienie Kościoła wpływu na życie społeczne zarówno inteligencji, jak również warstwy robotniczej i chłopskiej. Do walki tej dali się wciągnąć również niektórzy księża. Po stronic Bismarcka między innymi stanął również ks. prob. Paweł Michna. W pewnym momencie znalazł się nawet na indeksie Kościoła za niewielką broszurę, którą napisał wypowiadając się przeciw celibatowi księży. Stał się nawet przywódcą grupy okolicznych duchownych, którzy byli prorządowi. W związku z tym w Kielczy odbył się 20 stycznia 1877 r. zjazd księży – tzw. „sobór starokatolików”, sprzeciwiających się uchwałom Soboru Watykańskiego I, a popierających zarządzenia Bismarcka, który za wszelką cenę dążył do tego, aby nie Rzym ale rząd decydował o wszystkim, co się dzieje w Kościele na terenie Prus. To wydarzenie sprawiło, że właściwie ludzie oraz inni kapłani odwrócili się od ks. Michny, który w tym samym roku 1877 popełnił samobójstwo. Jego następcą został ks. Ignacy Talaczyński, również ksiądz „patriota” Rzeszy, pochodzący z archidiecezji gnieźnieńskiej. Ludzie z Kielczy i z okolicznych wsi przestali chodzić do kościoła parafialnego, a chodzili już to do Wiśnicza, do Wielowsi lub do Jemielnicy.

Stan napięcia w parafii trwał prawie 8 lat. Kuria biskupia we Wrocławiu w 1885 r. mianowała wreszcie do Kielczy jako proboszcza ks. Józefa Wajdę, który początkowo mieszkał prywatnie w Żędowicach, ponieważ ks. prob. Talaczyński nic ustąpił ze swego stanowiska. Kiedy po wielu pertraktacjach ks. Talaczyński wyjechał 29 września 1888 r. do Berlina, wówczas ks. Wajda przeprowadził się na bardzo zaniedbaną plebanię i kościół do Kielczy.

Starania o własny kościół – Ks. Józef Wajda

Ks. Józef Wajda urodził się 19 marca 1849 r. w Nieboczowach k. Raciborza, syn Jana i Joanny z domu Kołek, pochodził z biednej rodziny chłopskiej z tradycjami czysto śląskimi. Gimnazjum rozpoczął w Raciborzu, kontynuował je we Wrocławiu i w Poznaniu. W czasie wojny francusko-pruskiej (1870/71 r.) został wcielony do wojska. Dopiero po wojnie w 1872 r. zdał egzamin dojrzałości, po którym rozpoczął studia prawnicze na Uniwersytecie Wrocławskim, zmieniając je z kolei na studia teologiczne. Wszędzie gdzie był trzymał się różnych zrzeszeń polskich, poznając przy tym wielu działaczy, co miało głęboki wpływ na ukształtowanie jego osobowości. Po ukończonych studiach teologicznych w 1875 r. ze względu na wzmagający się „Kulturkampf” nie mógł otrzymać święceń kapłańskich we Wrocławiu, dopiero w 1876 r. otrzymał je w Pradze. Później z tego samego powodu stał się kapelanem oraz domowym nauczycielem rodziny hrabiów Chłapowskich w Czerwonej Wsi k. Kościana. Przez pewien czas przebywał także na zachodzie Europy, a w 1883 r. został mianowany wikariuszem parafii Wodzisław ŚI. W 1885 r. przybywa na teren parafii Kielcza.

Ks. Proboszcz Józef Wajda – budowniczy kościoła w Zawadzkiem

Działalność ks. Józefa Wajdy miała szeroki wachlarz i zasięg. Jego pobyt na terenie dużej parafii Kielcza, liczącej już wtedy ok. 4500 mieszkańców, przypadł na czas odżywania różnych świadomości narodowych. Z jednej strony proces przemysłowy będący w ciągłym rozwoju, który miał wyraźne cechy niemieckiej gospodarki kapitalistycznej, z drugiej zaś strony rosnące niezadowolenie ludności słowiańskiej, śląskiej. Tak jak poprzednicy ks. Wajdy preferowali politykę proniemiecką, aż do zerwania ze Stolicą Apostolską, tak on sam stanął całym sercem po stronie ludu śląskiego, widząc jego opłakany los pod ciężką dłonią fabrykantów, dla których prosty śląski robotnik nie liczył się zbyt wiele ponad tanią siłę roboczą. Pragnął za wszelką cenę otworzyć Śląsk na wartości polskie.

Ze względu na rozwój przemysłu, zwłaszcza huty w Zawadzkiem, przyrost ludności gwałtownie się zwiększał. W 1910 r. parafia Kielcza z wszystkimi miejscowościami liczyła już 6320 osób. Większość była zatrudniona w okolicznych hutach. Ludzie byli rzeczywiście biedni. Ks. Wajda starał się być im pomocą pod każdym względem. Poza pracą duszpasterską zajmował się także działalnością społeczną. Organizował polskie czytelnictwo, starał się podtrzymywać śląską tradycję, którą nie zawsze słusznie wiązano bardzo wyraźnie z narodowością polską. Tymczasem było to zjawisko o wiele bardziej złożone niż się przedstawiało tylko zewnętrznie. Ponadto ks. Wajda 21 czerwca 1908 r. powołał do istnienia Bank Ludowy w Strzelcach, który liczył 38 członków. Wreszcie po złożeniu mandatu poselskiego przez ks. Skowrońskiego i po wyborach 23 stycznia 1908 r. ks. Wajda został posłem do parlamentu pruskiego z okręgu pszczyńsko – rybnickiego. Pełnił tę funkcję aż do 1912 r. stając w obronie ludu śląskiego, zwłaszcza w czasie wystąpienia w Reichstagu 15 marca 1911 r. Po skończonej kadencji nadal pracował gorliwie zarówno w parafii jak również na arenie polityczna-społecznej. Kiedy skończyła się I wojna światowa zaangażował się przesadnie w tworzenie struktur rewolucyjnych wykorzystując do tego również ambonę. W czasie plebiscytu był szczególnie czynnie zaangażowany politycznie. Jego parafia i okolice w przeważającej większości głosowały za przyłączeniem do Polski. Po III powstaniu śląskim był prześladowany, jak zresztą wielu innych duszpasterzy, którzy stali po stronie ludu śląskiego, musiał więc uciekać z Kielczy. W niedzielę 03 września 1922 r. powiadomiony po kryjomu przez poufną osobę ks. Wajda wyjechał do Wielkich Hajduk, czyli do Chorzowa Batorego, gdzie jego dawny wikary ks. Józef Czempiel, lokalista z Żędowic był duszpasterzem. W tym samym dniu pod plebanię przyjechała silna grupa bojówkarzy niemieckich, którzy już od dłuższego czasu wygrażali ks. Wajdzie śmiercią.

Kiedy w 1922 r. ogłoszono wybory ks. Wajda został kolejny raz kandydatem do parlamentu pruskiego z ramienia polskokatolickiej partii Górnego Śląska. Wybory wygrał w styczniu 1923 r. udał się do Berlina na sesję, której z racji swego sędziwego wieku przewodniczył jako marszałek. Z Berlina wrócił chory i 03 lutego 1923 r. zmarł w Chorzowie. Po wojnie w 1948 r. prochy jego zostały sprowadzone do Kielczy i pochowano je na miejscowym cmentarzu, gdzie znajdują się po dzień dzisiejszy.

Dla Zawadzkiego i okolic ks. Wajda zasłużył się szczególnie mocno. Jak już wiemy prorządowy ks. Talaczyński nie miał zamiaru opuszczać Kielczy. Powołano więc w 1884 r. komitet, na którego czele stanął dyrektor huty w Zawadzkiem Wilhelm Esser. Wystosowano list do księcia kard. Jerzego Koppa, przybył kanonik wrocławski ks. Franz, zadecydowano o budowie domu modlitwy w Żędowicach. Kamień węgielny wmurowano 10 września 1885 r. a w listopadzie przybył tu ks. Wajda. Budowa domu modlitwy trwała bardzo krótko, już bowiem 06 grudnia 1885 r. odprawiona została pierwsza Msza św. Przewodniczył jej ks. kanonik dr. Franz w asyście ks. Wajdy i ks. Schaffranka, proboszcza ze Staniszcz Wielkich. Ks. Wajda został przyjęty z wielką radością i właściwie cała okolica odtąd chodziła na Mszę św. do Żędowic. Po przeniesieniu się do Kielczy w Żędowicach został emerytowany ks. Stoeckel.

W miarę upływu czasu, jak również przez swoje zaangażowanie społeczno-polityczne ks. Józef Wajda stał się osobą nieco kontrowersyjną. Nie wszystkim odpowiadało jego propolskie nastawienie. Jest też prawdą, że przynajmniej kilka razy nie stanął na wysokości zadania duszpasterza wszystkich mieszkańców swojej parafii. Jedni uważali go za „polskiego fanatyka” inni za „obrońcę ludu”. Stał się w całym śląskim środowisku, a zwłaszcza w okolicach, osobą „na świeczniku”. Nie wszyscy sprzyjali jego ideom i poglądom. Jest jednak prawdą też i to, że pozostawił po sobie bardzo wiele dobra i na trwałe się zapisał na kielczańskiej ziemi. Po nim pozostały właściwie dwa kościoły: w Żędowicach i wybudowany w 1899 r. kościół w Zawadzkiem. Oczywiście, jego działalność społeczno-polityczna jako polskiego posła w Reichstagu zdominowała pracę duszpasterską. Na tym tle dochodziło do niemałych spięć z parafianami i z Kurią Biskupią we Wrocławiu. Mimo to pozostawił po sobie dużo śladów szczerego oddania Śląskiej Ziemi bez reszty. Czynił to w duchu polskości, co nie zawsze przysparzało mu w tych trudnych i burzliwych czasach przyjaciół, zwłaszcza wtedy, kiedy ambony używał do spraw politycznych lub do rozwiązywania personalnych porachunków. Wiele razy działał po swojemu, to jednak nie zawsze wychodziło w tych złożonych warunkach na dobre. Parafianie z Kielczy nie mogą zapomnieć faktu, kiedy odsyłał tych, którzy nie wybierali dla swoich dzieci imion brzmiących w duchu słowiańskim. Parę razy chwytał się pewnych sposobów, które nie licowały z osobą kapłana. Tak się stało w przypadku, kiedy pod płaszczykiem Żędowic chciał w kurii wrocławskiej uzyskać pozwolenie na budowę kościoła w Zawadzkiem. Żędowiczanie mieli mu to za złe. Zresztą podobna sprawa była kiedy sprowadzano obraz Matki Boskiej z Częstochowy. Ks. Wajda po kryjomu chciał go sprowadzić do Kielczy, lecz przewidujący parafianie z Żędowic nie dopuścili do tego. Nie można powiedzieć, że ks. Wajda rzeczywiście nie pracował i nie poświęcał się dla tego ludu. Ci jednak, których bronił i za których nadstawiał swoją głowę, którym pomagał nawet finansowo niejednokrotnie odwracali się później od niego plecami. Był niewątpliwie człowiekiem wielkim ale podzielił dolę wszystkich, którzy w złożonych warunkach społecznych nie potrafili się wznieść ponad podziały i różnice społeczne.

Trud budowy świątyni Początki

Rozwój przemysłowy całej okolicy, a zwłaszcza bujny rozwój huty w Zawadzkiem ściągał ludzi niemal ze wszystkich stron. Ks. Wajda zdawał sobie sprawę z tego, że w tej wiejskiej gminie trzeba będzie wybudować kościół. Ludzie również zaczęli się starać o miejsce kultu. Droga do Kielczy czy Żędowic była ciągle jeszcze trudna do pokonania, zwłaszcza porą zimową. Z propozycją budowy kościoła w Zawadzkiem ks. Józef Wajda pierwszy raz zgłosił się listownie w kurii wrocławskiej 12 października 1889 r. Było to w tym samym roku kiedy ewangelicy utworzyli samodzielną gminę i zaczęli myśleć o budowie swojego zboru. Kuria odpowiedziała, że koncern hutniczy Górnośląskiej Spółki Akcyjnej Potrzeb Kolei Żelaznych /”Oberbedart”/, który po likwidacji spółki „Minerwa” (Spółka Leśno-Górniczo-Hutnicza), bezpośrednio odbierającej w 1855 r. cały majątek od hrabiego Andrzeja Renarda, podjął się wygospodarowania działki na kościół oraz wyasygnowania na ten cel 3000 marek.

Kościół ewangelicki

 

Pastorówka

Cała inwestycja czekała do następnego roku. Sprawa posunęła się naprzód kiedy nadleśnictwo pismem 09 maja 1890 r. przekazało miejscowej hucie dwie parcele pod dwa kościoły: ewangelicki i katolicki w okolicach stawu i kanału hutniczego. Ze względu na to, że teren był bardzo podmokły dyrektor buty pan Wilhelin Esser zamienił działkę i 08 stycznia 1894 r. dokonano pomiaru wyznaczając pod kościół posesję wielkości 62,5 x 62,5 m. Został powołany komitet budowy kościoła, w skład którego weszli: dyr. W.Esser oraz parafianie: Szok, Zyzik, Jerzy Steinfest, Wyleżałek, Johann Kurda – rektor szkoły, Fonfara i Józef Lukawski. Projekt z podaniem o pozwolenie budowy już od 1893 r. leżał w Rejencji Opolskiej, zatwierdzony został przez ministra rządu pruskiego 20 sierpnia 1894 r. Kosztorys opiewał na 51 724 marek. W marcu 1895 r. zaczęto zwozić furmankami z huty i od gospodarzy materiał na nową działkę. Budowę rozpoczęto modlitwą i poświęceniem, którego dokonał ks. prob. Józef Wajda 04 września 1895 r., przekazując jednocześnie na ręce przewodniczącego komitetu budowy p. dyr. W. Essera książeczkę na sumę 1000 marek. W grudniu tegoż roku zamówił om już u mistrza ciesielskiego niejakiego Poloczka całą konstrukcję dachu, zaś w marcu 189ó r. zakupiono większą ilość cegły za 2 800 marek, a w kwietniu dokupiono jeszcze następne 180 tyś.

Do budowy miało się również przyczynić Towarzystwo św. Bonifacego wspomagające tego rodzaju inwestycje, ale rozpoczęcie budowy uzależniono od uzyskania przez ks. Wajdę pożyczki na jej zabezpieczenie. Były z tym problemy, wygląda na to, że tej pożyczki nie otrzymał, więc na własną rękę rozpoczął budowę. Książę kard. Jerzy Kopp upomniał go za to. To samo uczynił także praski rząd Rejencji Opolskiej. Mimo to kardynał partycypował w kosztach budowy, 13 czerwca 1896 r. przesłał 2 500 marek, a w następnym roku w kwietniu 6 000 RM. Związek św. Bonifacego we wrześniu 1896 r. wyasygnował na ten cel 4 000 RM. Budowa posuwała się naprzód. Starzy mieszkańcy wspominali, że właściwie nie było nikogo w Zawadzkiem, kto by nie i przyczynił się do tego zbożnego celu. Ludzie już tak bardzo oczekiwali na swój dom Boży.

Trud budowy świątyni Budowa kościoła

Budowę powierzono wytrawnemu mistrzowi o nazwisku Januschke z Lublińca oraz majstrowi Niemtschke z Kielczy. Roboty posuwały się w miarę szybko. Ogólnie budowę kościoła ukończono jesienią 1898 r., 25 listopada dyr. W. Esser powiadomił ks. kard. J. Koppa, ku zaskoczeniu całej kurii, o zakończeniu prac budowlanych. Poświęcenia dokonał 20 kwietnia ks. dziekan Stanisław Lebek z Wiśnicza dedykując go św. Rodzinie. Po południu w przeddzień tej uroczystości ks. prob. J. Wajda poświęcił trzy nowe dzwony, odlane w hucie. Kiedy pierwszy raz zadzwoniły ludzie – jak opowiadali świadkowie – klękali na ziemi i płakali żywym głosem. Ks. Wajda również ukląkł i nie mógł Opanować wzruszenia. Konsekracji nie było, z jednej strony był to tylko kościół filialny parafii w Kielczy, zaś z drugiej strony widać, że kuria wrocławska nie była zbyt chętna ks. dziekanowi Wajdzie za jego zbyt samodzielne działania, czasem bardzo różne od kurialnych zaleceń.

Trud budowy świątyni Odłączenie Zawadzkiego od Kielczy

W trakcie budowy już pojawiła się taka myśl, żeby odłączyć Zawadzkie od Kielczy, na co nie zgodziła się tzw. rada dozorująca z Żędowic, rada zaś z Kielczy postawiła warunek, że Zawadzkie złoży 9000 marek na odnowę swojego dawnego kościoła parafialnego. Wtedy komitet budowy na czele z dyr. huty Wilhelmem Esserem, który był bardzo zaangażowany w to dzieło, pismem z dnia 14 stycznia 1899 r. zwrócił się o uczynienie kościoła filialnego w Zawadzkiem jednostką z własnym dozorem kościelnym i zarządem majątkowym. Kard. Kopp dał nakaz czytania wniosku ludzi z Zawadzkiego przez kilka niedziel tak w Kielczy jak i w Żędowicach. Ostatecznie zatwierdzono tę prośbę i kościół w Zawadzkiem 15 października 1900 r. został uczyniony kościołem filialnym. Obsługiwany był on również od sierpnia do grudnia 1905 r. przez wikarego z Jemielnicy ks. Ratmanna.

Sprawy posunęły się naprzód kiedy do pomocy ks. Józefowi Wajdzie został przydzielony młody, słabo mówiący po polsku wikary, ks. Oskar Hanke. Był to powód do konfliktów z ks. prob. Wajdą. Ks. Hanke bowiem starał się prowadzić nabożeństwa w j. niemieckim, na co zareagowały gazety polskie na Górnym Śląsku pod adresem ks. Wajdy, że to niby poseł polski, a na jego terenie dzieje się krzywda ludności polskojęzycznej. Ks. Wajda odpowiadał na ten artykuł do czasopisma „Katolik” broniąc swojej postawy i twierdząc, że ks. Oskar Hanke został po to przysłany do Zawadzkiego. Sam ks.Wajda sprzeciwiał się utworzeniu osobnej jednostki parafialnej, tracił bowiem w ten sposób szeroki wpływ na bliskie jego poglądom środowisko. Ks. Hanke starał się podporządkowywać w miarę swojemu proboszczowi. Wreszcie 20 października 1908 r. kard. Kopp zadecydował o odłączeniu Zawadzkiego od Kielczy i nakazał swoją wolę ogłosić publicznie na ambonie w Zawadzkiem. Dołączono do Zawadzkiego osiedle Boehme. Sami mieszkańcy nie byli ku temu entuzjastycznie usposobieni. Wreszcie 16 kwietnia 1909 r, kard. Kopp podniósł filię w Zawadzkiem do rangi kuracji, w skład której wchodziło Zawadzkie, Philipolis, Boehme i Świerkle. W związku z czym w 1912 r. przystąpiono do budowy plebani z funduszy kurii we Wrocławiu, huty i parafian. Zaś w 1918 r. kuracja została kolejny raz podniesiona, tym razem już do rangi parafii. Konsekracji kościoła jednak nie dokonano. Kard. Kopp bowiem zmarł, zaś czasy późniejsze były już bardzo niespokojne aż do II wojny światowej. Kościół doczekał się tej chwili dopiero w 1997 r.

Kościół należycie przygotowano do uroczystej konsekracji. Miała ona miejsce po 98 latach od poświęcenia 26 października 1997 r. Poprzedzono tę uroczystość misjami parafialnymi, które przeprowadził o. Henryk Kałuża, werbista z Nysy. Konsekracji dokonał ks. bp ordynariusz A. Nossol. Podkreślił on wielki wysiłek całej wspólnoty parafialnej, która praktycznie musiała rozebrać stary kościół i oprócz murów postawiła właściwie kościół na nowo, co czasem bywa trudniejsze jak budowanie nowego obiektu sakralnego.

Odnowa i generalny remont kościoła – Wstęp

Parafia św. Rodziny po rozdzieleniu na dwie części otrzymała nowego duszpasterza w osobie ks. Joachima Bomby. Kiedy po raz pierwszy przybył zobaczyć swoje nowe miejsce przeznaczenia zdawał sobie sprawę z tego, że czeka go podwójna praca: tak na polu duszpasterskim jak i na polu gospodarczym. Podjął to wezwanie spokojnie, choć nie bez obaw, na ile uda się te dwie sprawy ze sobą powiązać i właściwie zharmonizować. Z pomocą bardzo szybko przyszli sami parafianie, którzy od samego początku byli autentyczną nadzieją dla nowego duszpasterza.

Odnowa i generalny remont kościoła – Wykonane prace

Oprócz regularnie spełnianych obowiązków duszpasterskich w parafii św. Rodziny, ks. J. Bomba podjął się remontu całego kościoła. Zaczęło się od odnowienia dachu i stropu, co miało miejsce pod koniec czerwca 1996 r. Był to ostatni moment, bowiem w święto ap. Piotra i Pawła część sufitu spadła na rusztowanie. W sumie wywieziono wtedy ponad sto ton gruzu. Dach natomiast pokryto fińskim gontem bitumicznym, co ma amortyzować drgania z pobliskiej huty. W tym samym roku zrobiono nowe ogrzewanie i ocieplono posadzkę w kościele, a także założono okna osłonowe.

Odnowiona figura P. Jezusa w głównym ołtarzu

Odnowiona ambona

Na początku 1997 r. została umieszczona na suficie sztukateria, odmalowano cały kościół, została położona nowa posadzka gresowa oraz zamontowano nową instalację nagłaśniającą kościół i otoczenie. Zmieniono również całe oświetlenie wnętrza. W maju tego samego roku rozpoczęto remont ławek oraz sprowadzono nowe umeblowanie do zakrystii. Zostały także postawione dwa boczne ołtarze oraz przeniesiono a następnie odnowiono ambonę. Nad całością prac remontowych czuwał prof. Tadeusz Biesierkiewski z Politechniki Wrocławskiej. Wykonano także nową elewację z ociepleniem na plebanii i w domu katechetycznym. W taki sposób przygotowano kościół do uroczystej konsekracji, która miała miejsce po 98 latach od poświęcenia 26 października 1997 r. Poprzedzono tę uroczystość misjami parafialnymi, które przeprowadził o. Henryk Kałuża, werbista z Nysy. Konsekracji dokonał ks. bp ordynariusz A. Nossol. Podkreślił on wielki wysiłek całej wspólnoty parafialnej, która praktycznie musiała rozebrać stary kościół i oprócz murów postawiła właściwie kościół na nowo, co czasem bywa trudniejsze jak budowanie nowego obiektu sakralnego.

Na początku 1998 r. pozłocone zostały wszystkie figury na ołtarzach.

Bł. Bronisława

Bł. Czesław

Zostały także odremontowane witraże. Zainstalowano oświetlenie zewnętrzne wokół świątyni, wybudowano skład na opał, położono bruk wokół kościoła, odnowiono ogrodzenie płytkami ceramicznymi. Wybudowano nowe WC oraz upiększono obejście nowym trawnikiem, zrobione zostały również nowe ławki na chór. W domu katechetycznym zostało założone nowe ogrzewanie, a także została urządzona na parterze na nowo salka katechetyczna.

Sklepienie świątyni przed odnowieniem

W tym roku (marzec 1999 r.) podjęty został remont organ, a po świętach Wielkanocnych rozpoczął się remont wieży (spoinowanie i malowanie dachu). W marcu 1999 r. rozpoczął się także remont wydzierżawionej od ZOZ-u kaplicy pogrzebowej przy szpitalu oraz została zainstalowana w niej chłodnia. Odnowienie duchowe przed tą uroczystością jubileuszu 100-lecia kościoła przeprowadził ks. Marcin Ogiolda, proboszcz z Opola – Kolonii Gosławickiej Uroczystości miały miejsce 29 maja 1999 r.

Aktualne duszpasterstwo parafii – Wspólnoty w parafii

Ważną rzeczą w Kościele są dziś wspólnoty życia religijnego oraz ruchy chrześcijańskie. Ich życie duchowe oraz świadectwo różnego rodzaju działania ożywiają całą wspólnotę parafialną. Na terenie parafii św. Rodziny działają tradycyjne formy życia chrześcijańskiego, uświęcone czasem i wiernością ludzi, którzy je podtrzymują. I tak istnieje już od dawna Żywy Różaniec (razem 11 róż), żyje niemal od samego początku istnienia parafii Arcybractwo Pocieszenia NMP, które przeżyło z tą parafią wszelkie dobre i złe czasy. Arcybractwo to ma swój sztandar, wymagałoby jednak głębszego odnowienia swojej obecności. Dawniejszy III zakon św. Franciszka, dziś Rodzina Franciszkańska, która również ma swój sztandar, zrzesza ok.12 osób. Dobrze działało Katolickie Stowarzyszenie Młodzieży (przed wojną DJK, po wojnie PX), które również miało swój sztandar. Dziś nie może się odrodzić w formie Akcji Katolickiej.

Kongregacja Mariańska zawsze w tej parafii była silna i tak jest po dzisiejszy dzień. Są sztandary i rzeczywiście widać obecność marianek przy wielu okazjach i uroczystościach w kościele i nie tylko. Były zobowiązane śpiewać w niedzielę Godzinki, odbywały się spotkania, na których był zawsze obecny ks. proboszcz. Dawniejsze przełożone Kongregacji to: p. Gertruda Niesiony, Janina Gola, Urszula Zyzik, Renata Wąsik, obecnie przełożoną jest Anna Szubert. Wspólnota liczy 25 dziewcząt.

Wspólnota Liturgicznej Służby Ołtarza liczy w parafii św. Rodziny 30 osób. Szefem ministrantów jest Rafał Prusko, którego wspomaga Gabriel Tomala. Wspólnota ministrantów jest też szczególną troską ks. prob. Joachima. Przygotować chłopców do podjęcia dojrzałej decyzji co do drogi swego życia i powołania jest czymś bardzo ważnym. Ministranci to zawsze jakby naturalna szkoła powołań kapłańskich i zakonnych. To właśnie w tej wspólnocie dojrzewały przez wiele lat powołania naszych braci kapłanów diecezjalnych i zakonnych, oraz tych, którzy aktualnie studiują teologię na Uniwersytecie Opolskim. Ma się wrażenie, że nie są to ostatni chłopcy z tej wspólnoty, na których spojrzał z miłością sam Pan. Niewątpliwie wiąże się to z całą atmosferą religijną naszych rodzin, jak również całej parafii. Chcemy wciąż prosić Pana, aby wysłał robotników na swoje żniwo. Potrzeba ich bowiem tak wielu.

Nowe wspólnoty, które powstały w ostatnich latach to: Rycerstwo Niepokalanej, które liczy ok. 35 osób, także Czciciele Miłosierdzia Bożego. Po głębokich przeżyciach związanych z rekolekcjami i czasem peregrynacji Jasnogórskiej Ikony pozostał w parafii Apel Jasnogórski, który ma miejsce wieczorem w każdą trzecią niedzielę miesiąca. Rzeczywiście bierze w nim udział duża grupa ludzi, którzy Maryi zawierzyli swoje życie i w Niej pokładają swoją nadzieję. Każdego 13 dnia miesiąca odbywa się nabożeństwo fatimskie, w którym wierni pragną wraz z Maryją wynagradzać Panu Bogu za wszelkie zło współczesnego świata. Wydaje się, że właśnie w tym miejscu może się odrodzić dawne Arcybractwo Pocieszenia NMP, którego cele są zbieżne z orędziem fatimskim. Nabożeństwa maryjne wprowadzają swoistą harmonię w życie wewnętrzne wiernych. Troską Maryi jako Matki pozostanie zawsze pielgrzymowanie z człowiekiem do Chrystusa a razem z Nim do Ojca.

Ważną grupą w parafii, którą się dziś często określa jako „rodzinę rodzin” spełnia grupa Caritas. Te panie, które poświęcają swój czas wszystkim, którzy oczekują odrobiny serca, odgrywają w tej wspólnocie parafialnej rzeczywiście prawdziwie chrześcijańską rolę. „Wiara bowiem bez uczynków martwa jest” – stwierdza św. Paweł. Tym czterem paniom potrzebny jest świeży dopływ sił. Warto zawołać: Pomóżmy sobie w pomaganiu!

Aktualne duszpasterstwo parafii – Zaangażowani w parafię

Wszystkim ludziom dobrej woli, wszystkim bezimiennym dobrodziejom i pomocnikom w czasie trwania remontu kościoła i nie tylko, w tym również prezesom spółek sąsiedniej huty oraz zawsze gotowym do pomocy braciom hutnikom, należy się szczera wdzięczność i uznanie. Także podziękowanie należy się wspomnianym już emerytom i rencistom. Ileż poświęconych godzin ofiarnej pracy! Bóg nigdy nie da się wyprzedzić w dobroci tym, którzy dobro wydobywają ze swoich serc. Każde dobro płynące z wiary i zaangażowanie wynikające z odpowiedzialności jest naszym duchowym wzrastaniem w Bogu i źródłem Jego błogosławieństwa.

organiści,
chór,
orkiestra,
kościelni,
dekoracje wnętrz,
ogrzewanie kościoła,
„śląsky śpiewołki”

Organiści

W strukturze życia parafialnego, które pragnie się stawać Eucharystią wielu ludzi spełnia swoje ważne zadanie. Chcemy tych ludzi wydobyć i przez to wyrazić im swoją wdzięczność. W dobrym przeżywaniu liturgii ważną rolę spełniają organiści. Pierwszym organistą kościoła św. Rodziny był nauczyciel pan Faltin, jego następcą zaś pan August Paruzel, również nauczyciel szkoły podstawowej. Grał przed wojną i po wojnie. Zastąpił go później pan Jerzy Szostok, a kiedy ten podjął funkcję organisty w Kolonowskiem wówczas grał pan Karol Szostok. Długie lata jako organista służył później parafii pan Wilhelm Kściuk, rzeczywiście spełniał swoje zadanie z ogromnym sercem. Kiedy jednak wyjechał do Niemiec zastąpił go znowu pan Jerzy Szostok. W ostatnich latach za kontuar zasiadał również pan Jerzy Piaskowski. Obecnie ograny obsługuje pan Józef Niestrój, pan Darek Smieszkoł oraz dzieci państwa Piaskowskich: Krzysztof, Robert i Ania.

idź do góry

Chór

Jeśli natomiast chodzi o chór to przed wojną raczej nie istniał. Stworzony został po wojnie za ks. Müllem i liczył ok. 40 osób. Prowadził go pan Karol Szostok, występował w czasie wszystkich większych uroczystości. Za czasów ks. Donnerstaga chór przestał istnieć. Wskrzesił go dopiero znowu ks. Sigmund, prowadził go między innymi pan Wilhelm Kściuk, który włożył w jego życie dużo wysiłku. Aktualnie chór liczy ok. 45 osób, składa się z osób starszych i z młodzieży. Prowadzi go bardzo fachowo pani Sybilla Swoboda-Czech.

idź do góry

Orkiestra

Czymś równoległym, ale nie mniej ważnym w życiu parafialnym jest orkiestra, która już od dawna na trwale związała się z krajobrazem Ziemi Śląskiej, także z życiem religijnym wspólnot parafialnych. W Zawadzkiem ma ona również swoja dawną tradycję. Dziś liczy ok. 15 muzykantów a przewodzi jej pan inż. Józef Zymela, wspomagają go w tym panowie Jan Zuber i Alfred Werner. Są obecni we wszystkich ważnych momentach życia kościelnego parafii św. Rodziny.

Orkiestra parafialna

idź do góry

Kościelni

Kościelni to następna bardzo ważna i bardzo pomocna funkcja w życiu parafialnym. Ich praca, czasem zupełnie niewidoczna, okazuje się niezastąpiona w organizowaniu zarówno życia liturgicznego jak też w planowaniu i organizowaniu wszelkich zajęć związanych z pracami gospodarczymi oraz remontowymi w kościele i wokół kościoła. Na samym początku funkcje tę spełniał pan Jan Zyzik, potem przez długi czas zarówno przed wojną jak i po wojnie jako kościelny służył pan Karol Opiela. Za czasów ks. Donnerstaga kościelnym był pan Szarek. Kiedy do parafii przyszedł ks. Sigmund funkcję kościelnego przejął pan Henryk Labus. Po nim przez pewien czas służył jako kościelny pan Wincenty Kałuża. Kiedy jednak zachorował a potem dosyć nagle zmarł pracę tę podjęli: pan Rzepa, pan Antoni Kandzia oraz pan Błażej Łapok. Aktualnie w zakrystii pomagają pan inż. Jan Kusz oraz pan Tomasz Feluks, ofiarnie pomaga również pan Gerard Tomala. Wszyscy trzej spełniają również funkcję świeckich pomocników rozdzielania Komunii św. W każdą niedzielę szafarze noszą Komunię św. do chorych, stwarzając w ten sposób okazję do systematycznego pogłębiania więzi z Chrystusem w czasie doświadczenia krzyża.

idź do góry

Dekoracje wnętrz

Wiele niewidzialnych rąk wkłada swój wysiłek w dekorację Domu św. Rodziny z Nazaretu. Najczęściej jest to pomoc bardzo bezinteresowna. Jeszcze przed wojną ołtarze przystrajała s. Otylia z klasztoru sióstr Boromeuszek, który się mieścił w sąsiedztwie budynku Urzędu Miasta i Gminy. Dziś na tym miejscu znajduje się przedszkole. Siostry zostały usunięte z tego domu w 1954 r. Siostrze Otylii pomagały dwie rodzone siostry Opielówny. Po wojnie pomocą w dekorowaniu kościoła służyły panie: Gertruda Kopyra, Gertruda Niesiony, Felicja Rzepczyk. Jako młode dziewczyny współpracowały z nimi: Krystyna Bednorz i Helena Guzy.

Za czasów ks. Sigmunda stroiła kościół pani Wiktoria Zientek a potem znowu pani Gertruda Kopyra, która zmarła w 1994 r. Pomagała jej pani Krystyna Szostok, która te posługę spełnia aż do dziś. Pomagały jej w tym panie: Maria Czech, Maria Matuszczak, Jadwiga Kołodziej, Marianna Breguła. Po utworzeniu nowej parafii wszystkie panie zaangażowały się w tej samej funkcji w nowym kościele a w starej parafii wraz z panią Krysią dekorują panie: Łucja Lachcik, Anna Jurasik oraz Renata Labus. Dekoracje świąteczne wykonują państwo Barbara i Leszek Nowak, których wspomagają wyżej wymienione panie.

idź do góry

Ogrzewanie kościoła

Jeśli chodzi o panów, którzy dbali i nadal dbają o ciepło w kościele i na plebanii to przez długie lata służył jako palacz pan Ludwig, później także pan Wincenty Kałuża, którego żona pani Teresa Kałuża bardzo ofiarnie posługuje jako wytrawna kucharka na plebanii. Inni palacze w kościele św. Rodziny to panowie Jan Lajszwic i Roman Kukuła. Dzisiaj prace palacza wykonuje pan Jerzy Kuś.

idź do góry

„Śląsky Śpiewołki”

Jednym z ważnych elementów życia parafialnego są organizowane pielgrzymki, którym zwykle przewodzili i nadal przewodzą „śląsky śpiewołki”. Blisko sto lat jak zaczęto organizować pielgrzymki na Górę św. Anny zwłaszcza na odpust Wniebowzięcia NMP. To było od samego początku istnienia parafii. Pielgrzymki te prowadzili zawadczańscy śpiewacy: pan Edward Rzepczyk, Juliusz Koch, który prowadził również Straż Honorową oraz III zakon św. Franciszka. Pielgrzymki prowadziła również pani Antonina Ludwig oraz pan Swoboda. Były wyjazdy również do Wambierzyc ale niezbyt często, częściej do Częstochowy, a od 1979 r. do Lichenia. Najczęściej jednak pielgrzymowano do pobliskich Żędowic, do cudownego obrazu Matki Boskiej Częstochowskiej. Dziś śpiew w grupach pielgrzymkowych podtrzymuje pan Bajer.

Copyright by Rzymsko - Katolicka Parafia pod wezwaniem Świętej Rodziny
Zaloguj się